niedziela, 8 marca 2015

Miłość Wagnera
Poeta nazywał się Wagner. Mieszkał niedaleko knajpy, w secesyjnej kamienicy, na drugim piętrze. Do domu wchodził po wysokich schodach, bo winda zepsuła się kilkanaście lat temu i od tego czasu nikt do niej nie zaglądał. Zresztą właściciel domu zaginął. Pojechał na wojnę w stronę Nowego Świata. Od kilku lat walczono tam o prawo do tropikalnych plaż i tamtejszych kobiet. Przed zniknięciem wysłał telegram, że zwalnia wszystkich lokatorów z czynszu. Pijącym wykupił roczny abonament w knajpie: pierwsze dwie kolejki na jego koszt, totally free – tak dopisał.


Poeta zazdrościł. Wyjechać nie miał za co. Poszukał inspiracji. Minęły lata, zanim odpiął ze ściany fotografię Che. Słyszał o jego zbrodniach, ale i tak go fascynowały. Słyszał o jego kobietach. Podniecały go. Musiały być słodkie i obficie zarośnięte między nogami. Mimo to, żegnaj doktorze Guevara. W jego miejsce już następnego dnia pojawił się pognieciony fotos Dolores del Rio. Wyglądała na jednego z tych aniołów, któremu ani razu w życiu nie przydarzyło się zatwardzenie. Szybko napisał o niej pierwszy wiersz. Trochę metafizyczny, bardziej wyuzdany. Podarł kartkę i więcej nie wracał do tekstu. Wyjątkowo nie zdążył nawet nauczyć się go na pamięć. Zdjęcie Dolores pozostało na ścianie. Czuł, że to może być związek na całe lata. Miały powstać kolejne strofy. Byli jak la rosa i el diablito. Pozwalała mu zrywać się, gdy tylko miał na to ochotę. Niezależnie od pory dnia. Właściciel kamienicy przeżywał gdzieś w świecie wojenną przygodę, ale poeta nie był o wiele gorszy. Awantura miłosna z latynoską gwiazdą. Tu i teraz. Co pan na to powie, właścicielu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz