piątek, 25 lipca 2014

SKAZANI NA KRWAWE MITY?

Za chwilę kolejna rocznica Powstania Warszawskiego. Za nic jednak nie potrafię pogodzić się z dominującym w stolicy tonem polityki historycznej.

Czytam bowiem, że krew musiała zostać przelana. Krwawe, okrutne ofiary poniesione, by cieszyć się pięknem dzisiejszej Warszawy.Do tego, nałożone na siebie, obrazy stolicy zrujnowanej, poniżonej i współczesnej, miejscami rzeczywiście całkiem efektownej.



Żadnych wątpliwości nie budzi we mnie heroizm ludzi'44. Bohaterstwo w pełnym znaczeniu. Patriotyzm z gatunku tych najbardziej szlachetnych. Dulce et decorum est pro patria mori.

Całkiem inaczej z ambicjami, rozgrywkami, nieudolnością i tanim optymizmem polityków i większości dowódców z samej góry powstania. Okulickiego, Chruściela, Pełczyńskiego, Komorowskiego czcić bezkrytycznie nie potrafię. Wszyscy mają w stolicy swoje ulice. Iranek - Osmecki, Bokszczanin, Skroczyński - przeciwnie. Choć to właśnie oni przestrzegali, że na pewną śmierć rozkaz o godzinie "W" posyła tysiące młodych ludzi. I sprowadza wyrok skazujący na miasto. Pragmatyzm nazwany został zdradą i defetyzmem. Tani romantyzm i przesadne ambicje - wielkością. Made in Poland.


Nie mam żadnego prawa do ocen. Zaledwie świadomość niewiedzy i marności. Pokory. Ale tekstów o "koniecznej daninie krwi" i "ofierze budzącej sumienie świata" nie kupuję. Zwłaszcza, że niby jakim prawem posługują się dzisiaj nimi ci, dla których nawet sama dyskusja na temat sensu lub bezsensu ofiary powstania jest już herezją. To znaczy, że posłużenie się symbolem godziny "W" do zrzucenia ze stołka prezydenckiego w stolicy HGW jest w porządku? A po świadectwo patriotyzmu należy udać się do najbliższego biura PiS w każdym polskim mieście?

Zachowujący rozsądek historycy (Ciechanowski, Wieczorkiewicz) przypominają, jak na wieść o wybuchu powstania cieszył się Himmler. Przekonał Hitlera, by to SS mogła dokonać rzezi polskiej stolicy. Krwawy spektakl miał jednak ważniejszego widza, niż wódz Trzeciej Rzeszy. 

Gdyby walki toczyły się w dobie telewizji, jestem pewien, że na Kremlu namiętnie śledziłby je Stalin. Zafascynowany i podekscytowany z pewnością nie mógłby oderwać oczu od ekranu.

Czy tylko "dzień krwi i chwały" nam zostaje? 
Jesteśmy tylko na to skazani?

1 komentarz:

  1. Całkowicie się zgadzam. Dzięki za ten tekst, takiego wyważonego spojrzenia bardzo brakuje w naszej polskiej czarno - białej rzeczywistości.
    I przypomniał mi się wiersz Asnyka ,,Miejcie nadzieję"...

    OdpowiedzUsuń